Artykuł w Gazecie Wyborczej

30.10.2002 BYDGOSZCZ SZPITAL ANTONIEGO JURASZA OPERACJA ZMNIEJSZENIA ZOLADKA DWIE KOBIETY Z OTYLOSCIA PODDALY SIE OPERACJI DZIEKI KTOREJ BEDA MOGLY ZRZUCIC WAGE FOT. PIOTR ULANOWSKI / AGENCJA GAZETA

Okazało się, że jest guz i to bardzo pechowo położony, tuż przy odbycie. Lekarz powiedział, że jeśli pan Sławomir zostanie zoperowany metodą tradycyjną, to najprawdopodobniej nie będę w stanie normalnie załatwiać potrzeb fizjologicznych.

Pan Sławomir w szpitalu spędził tylko dwa dni. Półtora tygodnia po zabiegu mówi, że czuje się świetnie. Szczególnie, że właśnie dostał wyniki histopatologii – guz jelita grubego, który mu usunięto, nie był złośliwy. – Ale niedawno wcale nie było tak wesoło – wzdycha pacjent. – Zaczęło się niewinnie, od drobnego krwawienia, jak przy hemoroidach. Mam 45 lat, w takim wieku raczej się o nowotworach nie myśli. Zacząłem szperać w sieci. „Wujek Google” uspokajał, że raczej nie mam się czym martwić, bo to dość powszechne, niegroźne dolegliwości. Ale znalazłem też informacje, że jeśli krwawienia będą się powtarzać, to lepiej poszukać lekarza specjalisty, żeby wykluczyć poważniejsze schorzenia.

W poszukiwaniach również pomógł internet. – Szukałem gastrologa, albo proktologa. Skorzystałem z aplikacji do wyszukiwania lekarzy. Większość specjalistów miała dobre opinie, ale oprócz nich także wpisy od niezadowolonych pacjentów. U jednego niezadowolonych nie było. Tego wybrałem.

I tak pan Sławomir trafił do dr. Michała Spychalskiego, kierownika Ośrodka Endoskopii Zabiegowej i Bariatrycznej w szpitalu w Brzezinach. – Lekarz poradził mi kolonoskopię, a choć to nie jest najprzyjemniejsze badanie, zgodziłem się. Okazało się, że jest guz i to bardzo pechowo położony, tuż przy odbycie. Lekarz powiedział, że jeśli zostanę zoperowany metodą tradycyjną, to najprawdopodobniej nie będę w stanie normalnie załatwiać potrzeb fizjologicznych i konieczne będzie wyłonienie stomii. A to oznaczałoby dożywotnie kalectwo.

Ale było jeszcze jedno rozwiązanie – usunięcie guza endoskopowo. To technika, którą zaczęto stosować w Japonii, w latach 80-tych ubiegłego wieku. Do powszechnej praktyki weszła tam dopiero kilka lat temu. W Polsce wciąż niewielu jest specjalistów, którzy umieją takie zabiegi przeprowadzać. – Bo techniki trzeba się uczyć w Japonii, lub w Korei, przejść kursy teoretyczne i na zwierzętach. U nas takich możliwości jeszcze nie ma – tłumaczy dr Spychalski, zajmujący się endoskopią zabiegową od dekady, jeden z kilku specjalistów w kraju stosujących nową metodę.

Zabieg dla lekarza jest dużo bardziej skomplikowany, niż metoda tradycyjna. Można go przeprowadzać w określonych przypadkach – guz nie może być zbyt zaawansowany, metoda jest najskuteczniejsza na wczesnym etapie choroby. Dla pacjenta to często rozwiązanie dużo korzystniejsze. Na przykład dlatego, że znacznie szybciej dochodzi do siebie po zabiegu i może wrócić do pełnej aktywności. Jest to też metoda oszczędzająca, co było bardzo ważne w przypadku pana Sławomira, bo uchroniło go od stomii. Do jelita lekarz dostaje się nie przez powłoki brzuszne, tylko bezpośrednio – przy użyciu standardowego endoskopu z kamerą. Po ocenie guza wycina go specjalnym nożem endoskopowym. Ryzyko powikłań jest dużo mniejsze, niż w przypadku tradycyjnego zabiegu.

Szpital w Brzezinach – wyjątkowe miejsce

Brzeziny to jeden z trzech ośrodków w Polsce, gdzie na dużą skalę wykonywane są takie zabiegi. W ubiegłym roku przeprowadzono tam 320 operacji usunięcia nowotworu jelita grubego metodą tradycyjną i 70 – techniką endoskopową.

 

 

 

 

 

 

Powiązane posty

Komentarze